Hanna Kostrzewska
Kąpiele w błocie i opozycje
O współpracy i spektaklu „RYLE.metamorfozy” opowiadają choreograf i tancerz Piotr Wach oraz autor wizualizacji Przemysław Jeżmirski
Hanna Kostrzewska: Piotrze – urodziłeś się w Kielcach. Skąd wziąłeś się na Śląsku? Co Cię tutaj przyciągnęło?
Piotr: Zawsze chciałem być aktorem. Po ukończeniu liceum zdawałem do szkół aktorskich. Nie udało się, więc zapisałem się na prywatną uczelnię – Lart Studio w Krakowie. Tam, także w ramach zajęć, zapisałem się na taniec. Po jakimś czasie zdecydowałem się zdawać na Wydział Teatru Tańca w Bytomiu i udało się. Przeprowadziłem się do Bytomia i na początku zupełnie nie rozumiałem klimatu Śląska. Pierwsze dwa lata były naprawdę trudne – to było coś zupełnie innego niż znany mi Kraków czy Kielce. Z czasem pokochałem to miejsce, zacząłem tu czuć się bardziej u siebie, działać, realizować projekty. Teraz już nie wyobrażam sobie życia bez Śląska. Tu prowadzę zajęcia dla społeczności lokalnej, jestem też tancerzem w Teatrze Tańca Rozbark. Tutaj też, zainspirowany Śląskiem, stworzyłem koncept spektaklu o górnikach, który swoją premierę będzie miał 9 stycznia.
Ty, Piotrze, skończyłeś bytomski wydział PWST, Przemek jest absolwentem kulturoznawstwa i studentem katowickiej ASP. Jak zaczęła się Wasza współpraca? Bo przecież projekt „RYLE.metamorfozy” nie jest Waszą pierwszą realizacją.
Przemek: Poznaliśmy się przez wspólną znajomą, w czasie realizacji jednego z projektów. Potrzebowałem aktora i udało nam się nawiązać kontakt.
Piotr: Szybko znaleźliśmy wspólny język. Początkowo Przemek nie miał konkretnych oczekiwań, ale wiadomo było, że szuka kogoś, kto nie będzie się bał przekroczyć pewnych granic. Ja byłem gotowy i chętny do współpracy. I tak właściwie ten pierwszy projekt trwa do dziś.
Opowiedzcie więcej o tym pierwszym wspólnym projekcie.
Przemek: To projekt polegający na testowaniu wytrzymałości dwójki osób, ich relacji, wzajemnego wpływania na siebie. Pierwotnym założeniem była chęć złamania ich – w sferze psychicznej – poprzez długi czas: byli zamykani w niewielkim pomieszczeniu na kilkanaście godzin. Z czasem projekt zaczął ewoluować bardziej w stronę performansu z elementami multimedialnymi. Osoby biorące udział w projekcie zostały nagrane, a później odbyły się projekcje – jedna w Katowicach, a druga w Wiedniu. W pierwszym przypadku pokazywaliśmy całe nagranie, w drugim – kompilację skróconą do godziny.
Piotr: Projekt nazywał się „Transfer”. Do udziału w nim zaprosiłem też moją koleżankę, Joannę Wydrę. W czasie pierwszej sesji Przemek zamknął nas w małej, białej przestrzeni na 8 godzin. Byliśmy nagrywani, a całość wydarzenia była transmitowana na żywo w internecie. W czasie sesji mogliśmy zauważyć, jak zmieniała się percepcja czasu – finalnie nie udało nam się dotrwać do końca 8 godzin, przerwaliśmy na dwie minuty przed upływem ósmej godziny. A ja byłem przekonany, że minęły jakieś trzy, góra cztery.
Przemek: Ten projekt traktowałem trochę jako takie laboratorium. Myślę, że był ważny i potrzebny, bo między innymi dzięki niemu powstało to, co robimy teraz. „Transfer” pozwolił nam się dograć, dopasować nasze role, sprawdzić się.
Teraz wspólnie przygotowujecie spektakl „RYLE.metamorfozy”. Skąd taka inicjatywa, by w centrum postawić osobę górnika i aspekty emocjonalne?
Piotr: Początek jest prozaiczny. W marcu tego roku wybrałem się ze znajomymi na narty. W czasie wyjazdu poznałem brata mojej przyjaciółki, który jest górnikiem. Tydzień wspólnego mieszkania bardzo nas zbliżył – Jacek (znajomy górnik) bardzo mnie zainspirował – zarówno swoim zachowaniem, jak i tym, co mówił. W czasie wyjazdu napisałem cały konspekt spektaklu. To było niezwykłe spotkanie. Jacek jest pierwszym górnikiem, jakiego poznałem, a ja byłem pierwszym artystą, jakiego on poznał i prawdopodobnie dlatego udało mi się wyciągnąć od niego rzeczy, których nie ujawniłby nikomu innemu. Po powrocie opowiedziałem o tym pomyśle Przemkowi i wspólnie zaczęliśmy go dopracowywać. W zamyśle skupiłem się na metamorfozie – kluczowy jest dla mnie moment z prysznicem: wychodzący z głębi górnik, cały w czerni, zmywa z siebie pył i przechodzi zmianę. Te opozycje czerni i bieli były dla mnie bardzo interesujące. Razem z Przemkiem napisaliśmy wniosek o stypendium Marszałka Województwa Śląskiego w dziedzinie kultury i udało się uzyskać wsparcie. Przygotowujemy spektakl w kilka osób. Ja jestem twórcą koncepcji i aktorem-tancerzem, Przemek jest odpowiedzialny za kwestie wizualne. Pracuje z nami także Bartek Zaskórski (student katowickiej ASP), który odpowiada za muzykę i Marta Byrska, która przygotowuje dokumentację fotograficzną.
Przemek: W czasie przygotowania spektaklu zmienił się nieco rozkład proporcji. Wychodziliśmy z założenia, że głównym aspektem będzie taniec. Z czasem istotnym elementem stało się także wideo, które funkcjonuje niezależnie, i z którym Piotr wchodzi w interakcję. Cały czas nagrywamy sporo materiału filmowego, który będzie wykorzystywany jako element spektaklu w formie projekcji – są to zarówno nagrania plenerowe, jak i portretowe czy sceniczne. Pomysł połączenia scenicznego działania ciała i maszyny w postaci multimediów pojawił się już w „Transferze”, a „Ryle…” są kolejną próbą sprawdzenia, jak to połączenie może zadziałać.
Piotr: W spektaklu przeplatają się dwie narracje: narracja wideo i narracja choreograficzna. To połączenie znakomicie się sprawdza. Wideo korzysta z ruchu, „cytuje” choreografię, ale też inspiruje taniec.
Mówicie o tym, jak element mechaniczny i ludzki przeplatają się – a jak wygląda Wasza praca nad przygotowaniem spektaklu pod względem technicznym?
Piotr: Na pierwszym etapie pracowałem sam. Wykorzystywałem przygotowywaną koncepcję, pracowałem też z muzyką, opracowując choreografię. To już moje kolejne solo, ale ruch, nad którym pracuję, jest dla mnie zupełnie nowy i odkrywczy. Igram z czasem trwania, tempem i powtarzalnością. W kolejnym etapie pracowałem już z Przemkiem – wykorzystywaliśmy światło, nagrywaliśmy ruch. Przemek obserwuje i podrzuca mi pomysły.
Przemek: To są już kwestie drobnych korekt, kadrowania, budowania kompozycji. Czasem staram się sugerować inny układ, odpowiednie wyeksponowanie ciała, żeby wszystko zagrało malarsko, wizualnie, plastycznie. Inną rzeczą była praca nad przygotowywaniem materiału wideo – tu Piotr narażony jest nie tylko na czynniki atmosferyczne (nagrywaliśmy w plenerze, a grudniowe temperatury nie były sprzyjające), ale też na nie zawsze pozytywne reakcje osób postronnych.
Piotr: Pamiętam plener w Kostuchnie, gdzie zaliczałem nagie kąpiele błotne w temperaturze bliskiej zeru. Tam przydarzyło mi się coś niezwykłego – stanąłem na skraju hałdy, nagi, wystawiony na lodowaty wiatr i zobaczyłem wszystkie kopalniane zabudowania i otaczające je lasy – to było niesamowite przeżycie. Cały projekt to fenomenalne, ubogacające wydarzenia. Miałem okazję kilka razy być w kopalni, zjechać pod ziemię, rozmawiać z górnikami, brać prysznic w łaźni górniczej. To wyjątkowe doświadczenia.
No właśnie – czy Śląsk jest dla Was inspirujący? Czy może stać się podstawą do twórczych działań? Nie pytam tylko o temat spektaklu, bo w przypadku „Ryle.metamorfozy” to oczywiste, ale też o estetykę, wrażliwość sceniczną.
Przemek: Dla mnie inspirujący są ludzie. W czasie przygotowań do spektaklu spotkaliśmy wyjątkowych ludzi, którzy przyjmują nas, jakbyśmy znali się od lat; interesują się tym, co robimy i bezinteresownie nam pomagają. Nie mówię tu tylko o ludziach zamieszkujących na Śląsku, ale też np. o znajomym kontrabasiście z Opery Wiedeńskiej, który mimo że już dawno tu nie mieszka, zaoferował nam pomoc i zadeklarował, że chętnie pomoże przy spektaklu. Dla mnie Śląsk przestał mieć granice aglomeracji czy regionu – jest bardziej kategorią mentalną, osobowościową; to specyficzna otwartość i poczucie humoru.
Piotr: Ja na pewno mogę powiedzieć o dwóch śląskich inspiracjach. Pierwsza dotyczy architektury. Początkowo, kiedy przyjechałem na Śląsk, nie znosiłem tego miejsca, chciałem stąd uciekać. Ale po czasie całkowicie się z nim utożsamiłem. Kocham ten brud, tę niedoskonałość, to, że tak wiele miejsc można tu odkryć. Bardzo inspiruje mnie sam Bytom – piękne, historyczne zabudowania, które są zdewastowane. Są interesujące nie tylko architektonicznie, ale też jako forma zniszczenia, okazy żywej entropii.
Przemek: W ogóle brud czy zanieczyszczenie to jakaś forma tożsamości. To ślad życia, pracy, zmagania się z czymś. Jest tak, że więcej o domu i jego mieszkańcach powiedzą Ci rzeczy zużyte niż perfekcyjne, hermetyczne wnętrze. Więc ten zużyty Śląsk jest w pewnym stopniu bardziej prawdziwy, szczery.
Piotr: Drugą inspiracją są ludzie, których tu poznałem. Szczególnie ważni są dla mnie uczniowie Gimnazjum nr 1 w Bytomiu, z którymi pracuję już półtora roku, w tym momencie nad trzecim spektaklem. To grupa, z którą nawiązałem niezwykły kontakt, i która dała mi wyjątkową siłę i energetycznego „kopa”. Dzięki nim zobaczyłem Bytom, i w ogóle cały Śląsk, z zupełnie nowej perspektywy.